Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Lubonie tom I 163.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— A no! piękna kniehini — wydawajcie do wojny rozkazy — kiedy wojna, to wojna... Gdy mi ją wypowiecie, na was pierwszą uderzę.
Słysząc to wyzwanie, dziewczęta na pół w czółnach pochowane, ośmielone żartobliwą rozmową, głośno się śmiać poczynały i chichotać. Niektóre groźnie wiosła podniosły.
— Jam tu téż może nie sam i nie bez obrony — rzekł Mieszko — a jak klasnę w ręce i moich zawołam, weźmiemy wszystkie do niewoli.
Dubrawce żarty te podobać się musiały, patrzała na nieznajomego z coraz większém zajęciem.
— Wieluż tam was jest na wojsko moje? — macie tam choć dwie sotnie? — odezwała się śmiejąc.
Wtém wiszący na sznurku rożek wzięła w rękę i pokazała go kneziowi.
— W tym rożku u mnie więcéj żołnierzy na obronę, niż wy mieć możecie do napaści.
I wskazała ręką ku Hradszynowi.
— No, to zawrzyjmy pokój z sobą, piękna kniehini — odezwał się Mieszko — dajcie mi jeno okup — choćby wianuszek wasz — to was puszczę całą.
— Kto? ja? wam? okup? Wianuszka wam się zachciało? Chyba wy mi się wykupicie, gdy was życiem daruję.