Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Lubonie tom I 161.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Zapomniawszy się czy umyślnie, Mieszko gąszcz, która go zakrywała przebił i — stanął na widoku, aby się swobodnie przyjrzeć téj królewnie i pięknym jéj towarzyszkom.
Lecz zaledwie się ukazał, kilka dziewcząt spostrzegło tę strojną postać mężczyzny nieznanego, obcego, nagle zjawiającą się, jakby czarem z ziemi wyrosłą — i pieśń zmieniła się w okrzyk przestrachu. Zakrywając oczy, rzuciły się strwożone i pobiegły do czółen, szukając w nich schronienia.
Jedna Dubrawka, nie ulękła się wcale, choć niewiedziała jeszcze co ten strach wzbudziło i odwróciła się śmiało a groźno spoglądając w tę stronę, gdzie stał Mieszko.
Zadziwił i ją téż zapewne człowiek nieznany, który śmiał tak podejść na zabawie — i podpatrzeć.
Z brwią namarszczoną spojrzała groźno na Mieszka, który stał uśmiechając się.
Groźna twarz dziewicy wcale go nie przeraziła, dopiero wpatrzywszy się w nią, gdy postrzegł na szyi wiszący krzyżyk — pochmurniał. Znak ten spotykał wszędzie — nawet... na téj pięknéj kniehini.
— Kto wy jesteście? co tu robicie? — donośnym głosem zawołała Dubrawka.
— Piękna kniehini — rzekł ośmielając się Miesz-