Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Lubonie tom I 139.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Drahomiry, dawno zmieniło się wszystko. Bolesław zestarzał, osłabł... pokutuje dobrowolnie za przelaną krew... on i jego dzieci... Strachkwas, ten syn co się narodził w dzień zabicia Wacesława, jest duchownym chrześciańskim, Młada, córka jego, zamknięta w klasztorze u św. Jerzego... zabity brat za świętego jest poczytywany i po śmierci czyni cuda.
Mieszko się rzucił z dziwnym śmiechem. Dobrosław zamilkł.
— Co uczynił z bratem — rzekł kneź — wiedział dlaczego... państwo podzielone być nie mogło... Ale mógł mu oczy kazać wyłupić, niechby żył... A że książątek nieposłusznych nabił dużo... dobrze uczynił — dodał — inaczéjby nie panował i nie obronił się. Srogi jest, ale rozumny... przebiegły...
Dobrosław milczał.
— Mów, silny on jest? — zapytał.
— Siły jego nie znam, lecz wiem to — począł Dobrosław — iż go i cesarz szanuje, a ma za sprzymierzeńca... i niemcy się go boją, i Ugrowie siedzą cicho...
— Rozumny jest! i ja szanuję go — odezwał się Mieszko — i dlatego chcę jechać do niego, rękę mu podać, a powiedzieć, bądźmy jako dwaj bracia... a nie zapotrzebujemy cesarza ani niemców, ni ty ni ja... i będziemy silniejsi od nich... Ziemie to nasze, język nasz... nie damy ich... Panujmy we dwu...