Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Lubonie tom I 067.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Zabiłem się aż na Czechy i na dwór króla Bolesława... tamem żonę zaswatał.
Mieszko zmilczał, popatrzył na Dobrosława, i na tych co dokoła stali, głową potrząsł.
— Cóżeście tam widzieli na tym dworze? pewnie co lepszego niż u nas? Oni tam już niemcom służą i sami do nich się stali podobni.
Dobrosław potarł brodę myśląc.
— Niemców tam nie widziałem żadnych, ni téż niemieckiego obyczaju — odezwał się — a dużom się przecie nauczył, miłościwy panie, bo oni, na to się do niemców zbliżają, aby lepiéj wiedzieli, jak ich pożyć...
— A królaście widzieli? — zapytał Mieszek chmurno.
— Jakby nie? na łowym z nim jeździł... i u dworum stawał nie jeden raz... napatrzyłem się go dosyć.
— I co o nim trzymacie? — wtrącił kneź mierząc oczyma Dobrosława.
Znów myślał nad odpowiedzią zapytany, a pochylił głowę i oczy w ziemię wlepił.
— Miłościwy panie — rzekł — mąż jest silny... tyle tylko wiem, mąż przebiegły wielce a władzy chciwy... lepiéj go mieć druhem niż wrogiem... tyle tylko wiem — powtórzył.
Teraz Mieszko nie rzekł nic i z kubka popił, na mówiącego popatrzył długo.