Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Lubonie tom II 226.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

W istocie zbliżywszy się do kościółka, drzwi znaleźli niezamknięte, a uchyliwszy je, spostrzegli brata krzyżem leżącego przed ołtarzem, na którym świece się dawno powypalały. Wszedłszy poklękli zrazu oczekując, ażali modlitwy skończywszy, O. Matja nie wstanie ku nim.
Upłynął jednak czas dość długi, a modlący się nie poruszył wcale.
Gdy już zmierzchało, Hanna podeszła ku niemu i poklęknąwszy w rękę go chciała pocałować, aby dać znać o sobie.
Ręka była jak kamień zimna.
O. Matja nie żył.
Skończył życie wśród modlitwy, leżąc krzyżem właśnie na tym kamieniu, który pokrywał wnijście do zamurowanego grobu.
Na krzyk bolesny Hanny nadbiegł Jarmierz, podniesiono zlekka ciało już zupełnie ostygłe, bo nieboszczyk od dwóch pewno dni już żyć przestał. Na twarzy jego bladéj wyraz słodkiego uszczęśliwienia panował, usta zamknięte uśmiechały się spokojem.
Wielki był żal wszystkich po człowieku pobożnym, cichym a tak potrzebnym kościołowi, kapłanie, którego nikt nie mógł zastąpić.
Dano zaraz znać do Poznania, naznaczono dzień pogrzebu i przy wielkim nacisku pobożnych, na trzeci dzień w prostéj trumience, jak przykazał, złożono ciało jego w grobowcu pod ołtarzem.