Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Lubonie tom II 217.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

sarstwem dla tego tylko, aby módz całą siłę na zwiększenie państwa swojego obrócić — oba rozumieli to, że kraje jednéj mowy, musiały albo się znaleść w jedném ręku, lub stać się łupem cesarskich markgrafów.
Lecz Otto starzał, myślą i sercem mieszkał za Alpami — tu chciał czémkolwiekbądź okupionego pokoju...
W tym roku zjazd do Quedlinburga, był liczniejszy daleko, niż lat dawnych, przybywali posłowie upokorzonych greków, co się nie dawno z potęgi Ottona naśmiewali, posła jego lekceważąc w Byzancium. Szli posłowie Benewentu, jechali wysłańcy Ghezy księcia ugrów; bulgarowie, duńczycy i liczni kneziowie słowiańscy, na których czele Mieszko polański i Bolko czeski.
Dwór Mieszków świetniejszym był nad wszystkie, a kneź ochrzczony stał tuż na równi z najdostojniejszemi dukami, kłaniał się jeszcze potędze cesarskiéj, ale dla tego tylko, aby się od niéj i wszelkiéj innéj wyzwolić. Na obliczu téż księcia widać było ufność w swą siłę, i spokój — które choć się okrywały pokorą, tryskały z pod niéj jak rumieniec z bladych policzków, gdy je duma zagrzeje lub gniew...
Przodem przed panem poszły do Quedlinburga obozy, ludzie i konie, zajęły miejsce najlepsze, a kneź znalazł namiot rozbity i dwór gotowy na