Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Lubonie tom II 201.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

może nią być i nie będzie. Wolę powrócić do domu, niż dłużéj to cierpieć i sromać się przed mojemi pogaństwa a takiego życia. Pojadę do domu! — powtórzyła.
Stał Mieszko zdziwiony i niemy — Dubrawka téż prawie płakała... ale nie chciała dać poznać po sobie, że na łzy się jéj zbierało.
— Nie pojedziecie — odparł Mieszko — musieliby po was całe czeskie wojsko przysłać, inaczéj ja nie puszczę.
— Ucieknę — a tak w grzechu i wstydzie żyć nie będę — dodała Dubrawka.
Kneź ramionami ruszywszy siadł na łożu i zadumał się.
— Słowo dałem i strzymam — odezwał się — wiem co czynię.
— Miłościwy panie i ja wiem czego żądam... czekałam z pokorą... czas albo mnie nazwać żoną, lub opuścić ze wstydem.
Wstał kneź zwolna, zadumał się — przystąpił do płaczącéj i rzekł.
— Gdy pierwszy skowronek zaśpiewa, upadnie resztę chramów i w Gnieźnie krzyż zatkniemy. Gdy pierwszy skowronek zaśpiewa — powtórzył.
Dubrawka plasnęła w ręce i oczy jéj zaświeciły...
— Na nowego Boga twojego, na Chrystusa, który wiarołomnych karze, przysięgnij mi — za-