szcze się trzymały, zasiane żyta już zdawały się wiosny obietnicą, tak zieleniały bujno.
Lekki przymrozek posrebrzył je tego rana.
We dworze już przed brzaskiem było wszystko w ruchu, pieczono i warzono dla gości, ustawiano stoły po izbach i w szopce... bo się spodziewano wielu. Włast z dawnych tradycyi, która się dobrze godziły z chrześciańską nauką, zachował gościnność polańską dla wszystkich. Każdy kto do drzwi jego zapukał, przyjętym był, choćby zresztą i do chrześcian nie należał. Jałmużnę rozdawano obficie.
Rano, razem z gośćmi dalszémi, przybył ks. Jordan z zamku, i dwaj czescy kapłani... przysposabiano się do mszy, a tymczasem coraz ktoś nadciągał nowy. Byli to po większéj części nawróceni żupani i kmiecie, ale i uboższego ludu przychodziły nieśmiałe gromadki. Większa część przybywszy, jako znak na piersiach zawieszała krzyżyk przy chrzcie dany, który najczęściéj jedną był w nich chrześciaństwa cechą.
Mała kapliczka nie mogła pomieścić przychodzących, lecz ołtarz stał naprzeciw otwartego okna, tak, że z podwórza przy nim widzieć było można kapłana, i tu ustawiały się téż szeregi. Tymczasem Jarmierz ze służbą przysposabiał stoły, chleb i przyjęcie.
Chrześciańska ta nowa społeczność powierzchownie się jeszcze nie różniła niczém od dawnéj
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Lubonie tom II 181.jpeg
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.