Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Lubonie tom II 180.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

przebywał — a izby przybrał jak cele klasztorne w wizerunki zbawiciela, w bizantskie obrazki matki jego, w krzyże i godła wiary swojéj. U każdych drzwi wisiała przybita kropielnica... a kaplica coraz nowemi zbogacana nabytkami, świeciła kosztownym sprzętem i bogatemi aparatami. Ołtarz umajały kwiaty... zmieniane codzień. Przed nim O. Matia, modlił się za duszę ojca i za nawrócenie kraju, którego miłość była dlań pobudką nieustannego apostolstwa.
On i ks. Jordan, kilku czechów, którzy im pomagali, nauczali codziennie gromady tych, co już chrzest przyjąwszy, na pół jeszcze bałwochwalcami pozostali. Wielu tu wiarę jak szatę nową wdziewało obojętnie, a żyło starym obyczajem, usiłując z sobą pogodzić nieodżałowaną przeszłość, z nieuniknioną przyszłością.
Hoża już także z rąk brata przyjęła chrzest i zwała się Hanną, Jarmierz wziął imię Andrzeja, ślub połączył tę parę, którą Włast uczynił u siebie gospodarzami; lecz i z temi najbliższemi téż same miał trudności O. Matia co z obcemi. Powoli krzewiła się wiara, nie łatwo przyswajano jéj obowiązki.
Jesień już późna, na uroczysty ten dzień wszystkich świętych, obdarzyła niezwykłém ciepłem i pogodą. Pajęczyny jedwabne rozścielały się po polach, na drzewach ostatki liści pożółkłych je-