Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Lubonie tom II 124.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

miewało, w swym skarbcu, w drewnianym dworze nad Cybiną, miał może tyleż drogiego kruszcu co Otto, zazdrościł mu nie złota i jedwabiu, ale powagi i siły, tych zjednoczonych ludów, podbitych narodów, szerokich granic i mnogości hołdowników. Zdala spojrzał na cesarza, na syna, jakby badał myśl ich i ducha... Bolka przyjął Otto łaskawie, o ojca starego zapytał o Ugrów, których posłowie przybyli, zagadnął... skinął i odprawił...
Tegoż dnia Bolka z pocztem jego przedniejszym wezwano do pańskiego stołu, i mieli cześć obiadować z niemieckiemi książęty, poglądającemi na ochrzczonych słowian jak na stworzenia, co ledwie ludźmi nazwać się mogły. Mieszko słuchał, jak się na niego odgrażano i jak mu wróżono zagładę. Napróżno Bolko oznajmił, iż wkrótce wiara chrześciańska ogłoszoną zostanie u polan, szydzono z tego i naśmiewano się.
Któryś z markgrafów ozwał się, że jeden tylko Gero chrzci skutecznie słowian, przypominając tę ucztę, na którą zaprosiwszy kilkudziesięciu wodzów słowiańskich, margraf ich wszystkich w pień wyrznąć kazał.
Już ku końcowi utrapionéj biesiady świadkami im być przyszło niespodzianego wcale wypadku.
W podwórcu wrzawliwe zaczęły się odzywać głosy, mianowicie jeden górujący zuchwale nad