Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Lubonie tom II 111.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ustanawiania głowy kościoła — a jednak cesarz ten sam, ulegać musiał duchowieństwu, i w niczém sprzeciwić mu się nie mógł. Otaczało go ono czcią — ale stało na straży prawa i sumienia, wskazywało drogi, broniło fałszywych, groziło karami, rzucało anathemy...
Była to siła nieznana słowiańskiemu panu — a téj poddać się i on musiał. Stała ona ponad wszystkiém, cesarz kłonił przed nią głową.
Po drodze ustępować musieli z drogi orszakom biskupów, świetniejszym niż świeckich hrabiów i książąt, potężnie zbrojnym, ciągnącym z bogatemi dwory, okazałością i powagą — a choć edykta zakazywały zbroi i hełmu duchownym (wyrzucano ich używanie Janowi XIII), wielu prałatów jechało przy mieczach i w zbroi.
Ks. Jordan opowiadał ciągle, ile to ziem i osad należało do kościołów, ile szlachty wpisało się w ich opiekę i poddaństwo... On mu był tłumaczem wielu zagadkowych rzeczy, które poganinowi, na pierwszy rzut oka, zrozumieć było trudno. Uderzały one silnie człowieka nieobeznanego z tym światem nowym, z jego hierarchią i porządkami, ale Mieszko umiał tak pokrywać swe zdziwienie, iż się z niém nie wydał wcale...
Nie unikali spotkań i znajomości, Chotek towarzyszący Mieszkowi znał tu wodzów i grafów wielu, przed któremi pokornym był sługą, choć w duszy ich nie nawidził — wdawano się więc