Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Lubonie tom II 095.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Tak szczęśliwie wypadek, który mógł grozić zamięszaniem, przeszedł prawie niepostrzeżony i O. Prokop wrócił do dworca, mało co wzruszony niebezpieczeństwem własném, lecz niespokojny o przyszłość swéj kniehini i kraju, tak nieprzygotowanego do nawrócenia.
Na dworcu tymczasem i sama kniehini i towarzyszki jéj wyprawiały wesołe pląsy, nuciły śpiewy... a polańscy panowie podziwiali te niewiasty, jakim podobnych nie widzieli. Dubrawka zyskiwała sobie serca uprzejmością swą i niecierpliwa równie jak O. Prokop, nie wahała się coraz rzucić słowo o nowéj wierze.
Dziwnie się to apostołowanie mogło wydawać wśród zabawy, lecz młoda pani przejęta była swém posłannictwem i w środkach spełnienia nie przebierała; panowie téż czescy naśladowali ją w tém porywczém apostołowaniu, i pod koniec dnia pochmurniały twarze, między czechami a Polanami zaczynało się dawać czuć oziębienie, rozdział jakiś, coraz widoczniejszy. Mieszko zdala patrzał, milczał, nie mówił nic, ale chmurniejszym był...
Trzeciego dnia nie ustawały stoły pańskie i zabawa, lecz nie szła ona jak z razu. Poprzedzającego dnia bójek na grodzie było kilka, lud warczał jakoś na przybyszów...
Czwartego rana sam na sam naradzał się kneź z Sydbórem i Dobrosławem, gdy śpiewając,