Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Lubonie tom II 065.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Skończywszy opowiadanie, Wigman dodał głośno...
— Chociażby był cesarzem!!
Wychylił potém kubek i dodał jeszcze — a Wigman, choćby psem miał zostać, pomści się i ukąsi...
Nierad téj mowie, Gozbert popatrzał groźno na Wigmana, ale dumny krewniak cesarski, nie zważając na to bynajmniéj, zamyślił się znowu i tak do końca wieczerzy, na gospodarza już ani patrząc, ani doń mówiąc słowa, pozostał...
W milczeniu pijących porzucili duchowni, i przed północą, dla jutrzejszych mszy, udali się na spoczynek... Gdy Włast izby swéj górnéj, w któréj mu posłano wraz z klerykiem, okno otworzył, ujrzał w świetle księżyca, na belce z muru wystającéj, zawieszone ciało Samona, którego głowa opadła na piersi, koniec męczarni zdawała się zwiastować... Okropny ten widok łzy mu na powieki wycisnął...
Na jedno oka mgnienie, błysnęła mu wątpliwość — czy chrześcianie ci prawdziwemi są synami Bożemi, i wnet, jako grzech odpychając ją, padł na kolana, aby się modlić.