Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Lubonie tom II 053.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Raz gdy doń tak zmierzał i wszedł na cmentarz, zdumiał się mocno i osłupiał widząc zgromadzony ogromny tłum ludzi, cisnących się do nieznajomego kapłana stojącego we drzwiach kościoła i przynoszących mu ofiary... Zrazu tak był widokiem tym przerażony, iż naprzód kroku postąpić nie śmiał... Nabrawszy jednak męztwa, począł się przez tłum ów przeciskać z podziwieniem nie widząc między ludźmi ani jednéj znajoméj twarzy. Szedł tak ku drzwiom kościelnym, gdy na drodze spostrzegł niewiastę przed tygodniem zmarłą, która go spytała, czegoby on tu żądał?.. A gdy jéj opowiedział, iż modlić się szedł, odparła mu, że już modlitwy i bez niego odprawione zostały, dodając — a ty téż niedługo na tym świecie żyć będziesz.
Zamilkli wszyscy i Wigman téż, który cierpliwie słuchał, gdy drugi kapłan dodał, iż w Magdeburgu nocą w kościele kupców coś podobnego widywano, że się tam dusze zmarłe nocą, zapaliwszy świece na ołtarzu, zbierały i odprawiały psalm 99, jutrznię i laudes, a gdy brzask dnia nastawał, wszystko to znikało...
Zaczém i najmłodszy kleryk, nieśmiałym głosem, zapytawszy ojca duchownego o pozwolenie, dodał ku temu, jako z ust szanownego starca słyszał, iż za biskupstwa czcigodnego Baldryka, który na Utrechtskiéj siedział stolicy, w mieście Doventer, kościół bardzo stary i napół rozwalony, pod-