Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Lubonie tom II 042.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

i skrzynie do siedzenia zamczyste. Na nich porzucone płaszcze, pozdejmowane świeżo stroje, odpasane miecze się walały... Kilka psów leżało i chodziło szukając napróżno po podłodze, zwykle im rzucanych kości.
Przez otwarte drzwi do drugiéj izby dostrzedz było można, na czterech słupkach z podniebieniem drewnianém, stojące łoże, i sypialnię znać grafa Gozberta... Ciężkie powietrze przesycone wonią piwa, wina korzeniami zaprawnego i jadła stanowiło atmosferę izby téj, na zamku najobszerniéjszéj i najozdobniejszéj pono. Mieszkańcy zamkowi więcéj téż w polu niż tu przebywali, a gdy się chronili dla spoczynku, wszystko im było dobrém...
Gdy Włast przystąpił z pokornym ukłonem do grafa, stary zwrócił się ku niemu swą czerwoną twarzą i uśmiechnął, potém miejscé około duchownych wskazując mu na ławie, zawołał.
— Będziesz O. Matja, między swojemi... siadaj, a jeżeliś głodny, każ cobie[1] co dać — boć się jeszcze może znajdzie, a nim co będzie — napij się... Na czczo to zdrowo... po jedzeniu zdrowo, wśród jedzenia zdrowo... i nigdy nie szkodzi.
To mówiąc, nalał w kubek ze dzbana i prawie gwałtem wcisnął go Włastowi, który szepnąwszy cicho, że pije za zdrowie i pomyślność grafa, poszedł z nim zabrać najniższe miejsce za młodym duchownym...
Oczy dwóch dostojników siedzących wyżéj

  1. Przypis własny Wikiźródeł Błąd w druku; powinno być – sobie.