Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Lubonie tom II 031.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

zyka się starali dostać — a ja mówię wam, przyprowadźcie z sobą kapłana, któryby owczarni przyszłéj mógł być pasterzem.
— Ciężkie brzemię wkładacie na moje słabe ramiona — odezwał się Ojciec Matja — pocieszam się tém tylko, że nie ja, niegodny sługa Boży, ale Duch święty wybierać będzie tego, którego zechce postawić na świeczniku. Gdybym do ziemi latyńskiéj mógł iść, a! ztamtąd z Rawenny lub Rzymu, przywiódłbym apostoła, lecz za długo nań czekaćbyście musieli.
Szeptali jeszcze, gdy Dobrosława pozwano do knezia, a ten z sobą Własta poprowadził, Mieszko się go znać spodziewał i łaskawie mu się uśmiechnął.
— Potrzebny nam jesteś — odezwał się — od granicy coś się rusza... Gero czy jego zastępca gotuje się na nas. Trzeba wypatrzeć co oni tam sposobią, abyśmy w gotowości byli. Jedźcie, patrzcie i wracajcie. Język i obyczaj ich znacie.
Włast się do kolan mu skłonił.
— Miłościwy panie — rzekł — spełnię rozkazanie wasze — ile sił starczy.
— A w podróż ludzi i co potrzeba Dobrosław wam dostarczy ze skarbcu mojego — dodał Mieszko.
Nie dano Włastowi czasu tyle, by do domu mógł powrócić — ludzi i konie, szaty i zapasy, kazano wydać skarbowe. Tak niespodzianie zna-