Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Lubonie tom II 022.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

słaby sam, służył z troskliwością niezmierną ojcu... Duma poganina nie dozwalała mu powiedzieć dziecku własnemu, ani że czuł się winnym, ni że mu przebaczał, lecz nie okazywał gniewu, gdy Włast po cichu mówiąc starał się go pokrzepiać i natchnąć nadzieją, słuchał go z chciwą ciekawością. Słowo miłością natchnione działało.
Włast jako chrześcianin nie mógł się zbliżyć do chorego ojca nie myśląc o jego nawróceniu. Zdało się to niepodobieństwem, lecz Luboń o tym, dawniéj nienawistnym Bogu chrześcian, słuchał teraz cierpliwie. Pogodził go z nim ten syn pokorny i miłosierny. Tymczasem uchodziło życie ze złamanego starca... myśl się stawała jaśniejszą, odzyskiwał przytomność, ale siły tracił. Napoju przyjmować już nie mógł, oddech się stawał cięższym, usta zaniemiały, oczy tylko świadczyły, że duch pozostał w ciele... W tych godzinach ostatnich Włast o Bogu swym mówić mu zaczął, malując żywemi wyrazy jego potęgę i łaskawość, i cuda jakie czynił, i życie wieczne, które dawał...
Starzec nie spuszczał z niego oczów, a gdy Włast zebrawszy się na odwagę, zapytał go, czy chciałby wiarę przyjąć — odpowiedział mu skinieniem głowy.
Z niewysłowioną radością Włast wodą pokropił chorego, chrzcząc go w imie Boga jedynego... któremu dziękował za to, że pierwszym owocem apostolstwa był najbliższy mu krwią,