Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Kunigas 098.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

jest i niesie w oczach pochłonięte jego promienie, tak on ciągle miał przed sobą obraz pięknéj Baniuty.
Nowe życie wstąpiło w niego... Wczoraj marzył o ucieczce dla siebie tylko, teraz musiał myśléć o zabraniu tego skarbu z sobą. Bez niéj, cóżby mu było po swobodzie?
Prawie sam nie wiedząc jak, wpadł znowu przez przedmieścia na drożynę i śpiesznym krokiem pobiegł do folwarku. Jakkolwiek podwajał kroku, już noc prawie była, gdy nareszcie znalazł się w Pynau, gdzie Szwentas niespokojny czekał na niego we wrotach, a w izbie siadano do wieczerzy, krzykliwie, jak zwykle, czyniąc przypuszczenia, gdzie się mógł chłopak obłąkać, który pieszo się puścił, a tak do późna nie wracał? Obawiano się jakiego przypadku.
Zjawienie się w progu Jerzego młodzi Pynauowie powitali wesołym śmiechem, a stary gdéraniem i pytaniami, co się mu stało, iż na czas nie wrócił.
Chłopak musiał kłamać dosyć niezręcznie. Nie myślał się przyznawać wcale do wycieczki ku miastu; skłamał więc, że po-nad błotami w zaroślach obłąkawszy się, drogi nazad nie mógł łatwo wyszukać.
Być może, iż mu nie spełna uwierzono, lecz Dietrich nie chciał naciskać, młodzi się uśmiechali szydersko i Jerzy siadł z nimi do wieczerzy.
Rozmowa wkrótce zwróciła się do spraw gospodarskich, wołów i koni, a gość mógł się niepostrzeżony wymknąć do swéj izby, gdzie nań Szwentas oczekiwał.
Przed nim także Jerzy się nie myślał przyznawać do tego, co widział i jakie na nim wrażenie robiło dziewczę; wspomniał tylko, że za miastem Rymosa spotkał.
— Słuchaj, Szwentas! — rzekł — jeżeli to prawda, co mi powiadasz codzień, że tęsknisz do swoich, a mnie do nich chcesz dopomódz, nie zwódź-że; myśl o tém, poczynaj, bo ja szaleństwo jakie zrobię i głową gotów-em nałożyć.
Szwentas westchnął ciężko.
— Dopóki ja tu na folwarku jestem — dodał — ujść mi łatwiéj. Gdyby mnie, jak dziś, którego wieczora nie stało, długo czekać będą, potém poślą szukać, czy mnie źwierz dziki nie zadrapał. Ucieczka im do głowy nie przyjdzie prędko, a my będziemy mieli czas... ubiedz kawał drogi.
Późniéj, gdy mnie i ciebie na Zamek wsadzą — ztamtąd, gdyby się i udało, wnet wrzawa powstanie i pogoń wyprawią.
Szwentas potakiwał, ale ręce łamał.
Miał on od dawna myśl, którą w sobie żywił, nie śmiejąc jéj wypowiedziéć jeszcze. Chciał wprzódy przygotować się i rozpatrzéć, czy-by się wykonać nie dała. Ucieczka lądem była prawie niemożliwą; Szwentas myślał o dużéj łodzi, którą-by nocą Nogatem puścić się można i, dostawszy do morza, u brzegów jego żeglując, przybić do Litewskiéj ziemi.