Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Kunigas 093.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

stawa za nim świadczyła, że się nie lękał niczego, a na wszystko był gotów; wydzielono mu znaczny kawał ziemi pod Malborgiem.
Dietrich, jak był szalonym niegdyś zbójem-rycerzem, tak równie namiętnie rzucił się do gospodarstwa. Zakon dostarczał, czego na początek brakło. On i synowie z kilku pościąganymi szwabami błędnymi, wzięli się do zakładania nowego Pynau. Ziemia okazała się dziewiczą, żyzną, wdzięczną; w pierwszych latach płody dała cudowne, o sprzedanie ich nie było trudno. Dostatek niespodziany wzmógł przedsiębiorczego ducha. Dwaj synowie starego Dietricha, prawdziwa krew jego, pomagali mu dzielnie.
Lecz téż w Pynaufeldzie, oprócz tego, co grosz jaki dawało, o niczém słyszéć nie było można.
Stara matka ze starą sługą składały całą żeńską ludność domu. Te téż miały wiele do czynienia, i o rycerskich obyczajach zapomniéć musiały.
Wieczorem, gdy do wielkiego stołu zasiedli mieszkańcy Pynau, a z nimi milczący i blady Jerzy, o niczém nie mówiono, tylko o polach, nowinach, zbożu, sianie, bydle, a rzadko nawet o łowach.
Piotr i Paweł, synowie starego, do niego podobni, czasem się pokusili ze psy — ale chyba, gdy już nic innego do roboty i dozorowania nie było.
Pracowici Pynauowie jedli i pili téż, jak parobcy.
Gruby obyczaj w domu panował, a przekleństw i łajania można się było do syta nasłuchać.
Stary, gdy z pola przyniósł gniew, nie wahał się go, oprócz sług, i na żonę wywierać. Ta mu nie skąpiła odpowiedzi. Synom, choć dorosłym, kijem się czasem dostawało. Spokoju w domu prawie nigdy nie było; a gdy we święta musiano spoczywać, zabawa niekiedy gorszą bywała od najcięższéj pracy i kończyła się upojeniem i guzami.
Pynau, winien będąc ten nowy byt swój Zakonowi, szanował go, jak Pana, którego był lennikiem. Gdy mu Bernard oznajmił, że chorego młodzieńca, wychowańca Zakonu, oddają mu dla pokrzepienia; Dietrich zaklął się, iż nad nim czuwać będzie, jak nad własném dzieckiem, — co nie wiele obiecywało — a oprócz tego poprzysiągł, że stara musi go karmić najlepszemi kąskami, że mu tu na niczém nie zbraknie. Piotr i Paweł podejmowali się go zabawiać. Wyznaczono mu izbę jasną, dano łóżko wygodne... słowem, miało mu tu być, jak w raju.
Szwentas zostawał dla dozoru.
W pierwszych zaraz dniach Pynauowie spostrzegli, że nieśmiały, milczący chłopak w ich życiu nie smakował, a im natarczywiéj mu się starali przysługiwać, tém jakoś stawał się płochliwszym i chmurniejszym.
Po cichym żywocie klasztornym, to piekło w istocie było dla Jerzego nieznośne; a jeśli co mogło w nim nienawiść do Niemców rozbudzić, to widok tego domu, w którym złe i dobre wrzało ciągle, jak w garnku.
Napróżno usiłowawszy przez czas jakiś zjednać sobie Jerzego i skłonić