Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Kunigas 091.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

trzymać zamkniętego? Po to was tam ślą, abyście odetchnęli. Oni około roli dużo mają do roboty i dzień a noc gospodarstwa pilnują. Będziecie i wy mogli jeździć i chodzić, gdzie zechcecie. A któż wam zabroni do miasta? do Malborga?
Jerzy miał myśl inną: chciał uprosić dla siebie pacholę do posługi i wybrać Rymosa. Oba jednak pomiarkowali, że prośba o niego mogłaby zdradzić ich stosunki i tajemnicę. Rymos się zląkł, Jerzy zawahał.
Młodemu z grodu się wyrwać do Pynaufeldu potajemnie było trudno; Szwentas, daleko doświadczeńszy i przebieglejszy, miał na to sposoby. Mógł więc Jerzy jego się spodziewać przynajmniéj. A szło mu o zachowanie tych dwu sług swoich, z którymi go jakby jedna krew i jedna miłość łączyła. Pokładał nadzieję na nich, czuł się nie tak odosobnionym, mając ich przy sobie. Rymos na Perkuna i wszystkich bogów, jakich znał, zaklinał mu się, iż wiernym pozostanie; a gdyby potrzebował usługi, gotów dla niego na wszystko.
Nazajutrz o wyjeździe do Pynaufeldu mowy nie było jeszcze. Jerzy wstał ze swego łóżeczka i przechadzał się; Sylwester przyszedł doń uśmiechnięty i taką w nim znalazł zmianę szczęśliwą, iż myśl Bernarda, o któréj wiedział, zabierał się jak najgoręcéj popierać.
Bernard krzątał się już około wyprawy.
Szło mu o to, aby sobie, a przez to Zakonowi, serce Jerzego pozyskać; nie wiedział wcale, co się w niém teraz gnieździło. Chciał więc na tę małą, pierwszą wyprawę, Jerzego wyposażyć wygodnie i tak, by miłość własna jego nie cierpiała na tém. Tegoż dnia ze składów Trapiera, to jest Szatnego Zakonu, wybrał suknie, przybór do konia, płaszcz, lekkie uzbrojenie i sam poszedł konia w stajni napatrzyć, na którym-by Jerzego mógł wyprawić. Pomyślał i o pachołku dla niego; bo na folwarku rąk musiało być mało, a o usługę trudno, i żeńskiéj się obawiał Krzyżak. Zdało mu się, że Szwentas, do czego innego mniéj zdatny, a wierny dotąd sługa i donosiciel, najstosowniejszym będzie towarzyszem.
Wcale się w nim litewskiego nie obawiał pochodzenia, gdyż od wielu lat miał dowody nienawiści, jaką on dla swoich pałał.
Stało się więc, czego nikt nie przewidział, a czego Jerzy mógł sobie życzyć najgoręcéj: dodano mu niezgrabnego Szwentasa za stróża i towarzysza.
I we trzy dni potém, Jerzy w towarzystwie Bernarda, za sobą mając na grubéj, ciężkiéj szkapie uśmiechającego się parobka, w szarym płaszczu z półkrzyżem czarnym, jechał pięknego dnia zimowego do Pynaufeldu, gdzie miał kilka miesięcy pozostać.
Twarz wprawdzie miał jeszcze smutną i bladą, ale w oczach błyskało coś, jakby lepszéj przyszłości przeczucie.