Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Kunigas 050.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wszelkie gospodarskie narzędzia i przybory, inne na policach stały, co kosztowniejsze — w kącie w nasypkach i baryłach były zamknięte.
U góry schły pozwieszane zioła różne, od chorób dla chudoby, od czarów i złych oczu. Stół niewielki i ławy, które zastępowały kamienie w większéj części, z gruba zaledwie wyciosane były. Za małemi, półotwartemi drzwiczkami, widać było niższą komorę, a w niéj radła, porozkładane wozy i koła a obody...
Swalgon siadł niedaleko od ognia na kamieniu, czapki końce związane pod brodą rozpiął i ręce zmarzłe, rozstawiwszy, ogrzéwał, wyciągając ku niewielkiemu ogniowi.
Zobaczywszy to, dzieweczka, co się ciekawie przyglądała przybyłemu, ze strony, od któréj siadł, podrzuciła trochę suchych gałęzi, ażeby ciepléj mu było.
Gajlis poszedł w głąb’ zaczerpnąć kubek ałusu z beczki i córeczce zagrzać go kazał.
Wszyscy milczeli, nie śmiąc zziębłego zaczepiać wędrowca, który wpatrzył się w ogień oczyma osłupiałemi i dumał, a dumał, jakby mu ciężko na duszy było.
Gdy ałus nieco się przygrzał, Gajlis, podając go podróżnemu, z cicha zarzucił pytanie:
— Nie słychać co od tych Niemców przeklętych?
— A kiedy-by nie było co od nich słychać! — zamruczał Swalgon. — Albo to oni spokojnie usiedzą choć dzień? Jak w ulu u nich ciągle się rusza i mruczy... Gadają ludzie wiele... Nadchodzi zima, błota pomarzną, tylko co ich nie widać...
Gajlis westchnął.
— O! gdyby nie zamek nasz, a pani nasza, co go bronić chce i musi, — rzekł, — a nas tu przy sobie trzyma, człowiek-by dawno poszedł w puszcze...
Swalgon nastawił ucha.
— Hę! — rzekł — to wy Kunigasa nie macie?
— Mamy i nie mamy, — mówił Gajlis; — stary ojciec Kunigasowéj leży już dawno i nie wstaje... Mąż jéj zmarł z ran, w bitwie odniesionych; młodego syna porwali i pono zamordowali Niemcy; ona jedna tu rządzi, ale stanie i za męża, i za wodza... Ktoby tu inny na granicy wytrwał? Ktoby tu potrafił taką twierdzę straszną pobudować, jak ona!
— Dziw kobieta! — zamruczał Swalgon.
— Nie była ona taką dawniéj, jako żywo, za mężowskiego żywota, — dodał drugi wieśniak. — Dopiéro, gdy jéj jedynaka dziecko, synka małego, Niemcy pochwycili, a męża zabili, zemsta ją uczyniła żołnierzem... Pamiętają ludzie, gdy jeno pieśni nuciła, strojno chodziła, a chłopiątko, w kwiatki ubierając, na ręku kołysała. Jak jéj pana a męża i dziecka nie stało... na raz nie-