Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Krzyżacy 1410 tom I 284.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Wasza Miłość wiecie od mojego stryja, kto jestem. W oczach jego jam winna. Tnijcie mi głowę, mówić nie będę, bo nie chcę.
Do innych trosk z dziewczęciem, przybywała i ta, ażeby się król o całéj sprawie nie dowiedział, i nie tłómaczył jéj sobie czarami jakiemi, coby mu frasunku w przede dniu walki co chwila spodziewanéj dodało.
— Licho ją tu w tę złą godzinę przyniosło! — odezwał się sam do siebie Brochocki — złapał żołnierz Tatarzyna, a Tatarzyn za łeb trzyma.
Ks. Jan stał milczący, on mniéj jeszcze wiedział co miał czynić ze zbiegiem. Mierzył oczyma dziewczę, które zrozumiawszy że o nią byli w kłopocie, odzyskiwało odwagę i przytomność.
Stała wpatrując się w księdza naprzemiany i w pana Andrzeja. Ostatni straszniejszym się jéj nierównie wydawał. Znać było z nasępionych rysów jego twarzy, iżby się na wiele ważył, gdyby litości nad księdzem nie miał.
— Gdybym wierzyć mógł słowu, kazałbym ci za sobą i z pocztem moim iść, ale cię wolną z oczu spuścić nie można.
— Każcie spętać! — odezwała się dziewczyna zuchwale.