Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Krzyżacy 1410 tom I 274.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

miecie mnie... Weźcie dwóch ludzi swoich, lub innych, a wracajcie do obozu, do służby. Nie mówię więcéj nic: któż przewidziéć może, co wypadnie?
Spojrzał na dziewczę, które pobladło, strwożyło się, wahało, potém rękę drobną wyciągnęło po bańkę, którą podskarbi zamknął; Ofka chwyciła sznur jedwabny, na którym zawieszoną była i szybko zarzuciła na szyję. Nie odpowiedziała ani słowa: oczy jéj błysły.
Podskarbi wstrzymał się chwilę.
— Nie macie potrzeby pamiętać, kto wam to cacko dał... mogliście je znaleźć na drodze.
Oczy Ofki i jéj bystre spojrzenie świadczyły, że zrozumiała.
— Jedźcie do obozu — dodał — wojsko nasze ciągnie powoli, ja także idę z chorągwią moją. Wy możecie wyminąć je i wyprzedzić. A stanie wam na podróż siły?
— Mam nadzieję! — poważnie odezwała się Ofka, zmieniwszy głos i wyraz twarzy, jakby dumną była z posłannictwa, które na nią wkładano.
— Niech Bóg dobrym zamiarom błogosławi! — dokończył podskarbi. — Jedźcie nie zwlekając. Kobietą będąc, zawstydziliście teraz nie jednego