Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Krzyżacy 1410 tom I 249.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Przyjmując gości z daleka, Zakon musiał, oprócz niekiedy dawanych honorowych stołów i biesiad królewskich, w codzienném téż życiu myśléć by nikomu nie zbywało na wygodach, a ci co ofiarowali się walczyć za Zakon, nie żałowali go, i wiedząc o bogactwach, wymagali więcéj niżby w domu mieli. Zwłaszcza obozem leżąc, cudzoziemskiéj gawiedzi nastarczyć nie było można przysmaków i napojów.
Beczki wina i miodu musiały jeździć za obozem wszędzie i kuchnia téż, która na owe czasy sławną była, bo do niéj co najdroższych przypraw i zamorskich płodów nie żałowano.
Nęciło to rycerzy, co na swych burgach kwaśném piwem, przegniłém sercem i baraniém a krowiém mięsem żyjąc, tu się odpasywali na krzyżackim chlebie. Nie tyle téż było kaplic u zakonników w obozie co ognisk, około których od rana rożny się obracały.
Dymiło około kuchni jednych, gdy obóz jeszcze cały spoczywał.
Dwaj jeźdźcy postawszy chwilę, posunęli się zwolna ku straży, która na koniu drzémiąc, stała nieopodal. Podbiegł starszy prędzéj nieco, prędko się z nią rozmówił, i gdy mu knecht wskazał kopią namioty pod murami, poczęli obaj jechać daléj.