Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Krzyżacy 1410 tom I 243.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

te ciężkie czasy, gdy nam i z bronią nie bardzo tu bezpiecznie? — począł pytać leżąc Brochocki.
— Nie po dobréj woli, ale z musu — odparł ks. Jan.
— To się rozumié, bo dla ciekawości niktby pono tego się nie podjął — rzekł pan Andrzéj — choćby jak baba ciekaw był nowych rzeczy. I zkądże to Pan Bóg prowadzi?
— Od księżnéj Aleksandry Ziemowitowéj jechałem, gdziem siostrę zostawił — mówił daléj ksiądz. — Uwierzyć trudno co mnie prowadziło. Płoche dziecko nam uciekło, którego szukając, puściłem się za obozem.
— Jak? co? — spytał powstając Brochocki zaciekawiony.
— Wstyd powiedzieć, ciężko się przyznać — cicho począł duchowny znowu — ale W. Miłości poczciwie i pobożnie z oczów patrzy, winienem mu życie, taić nic nie będę. Jestem Szlązak, król Jagiełło mnie zna, bom swojego czasu pisarzował przy nim, około listów będąc używanym. Widziałem go oto i teraz, gdy na wojnę szedł, i dobry pan poznał starego sługę... Ale jam duchowny i sługa Boży, a dziś jeno o zbawieniu myślę, rzeczami ziemskiemi mało się zajmuję. Siostrę miałem w Toruniu na krzyżackim chlebie wyrosłą.