Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Krzyżacy 1410 tom I 233.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Towarzysze zrazu wyśmiewali go, drudzy pozbyć się go radzi, wyrządzali mu przykrości i chcieli zrażać od służby, ale się im to nie powiodło. Jednych rozbroił dowcipem, drugich pokorą, innych śmiałością, naostatek cierpliwością, tak że mu w końcu pokój dano, zważywszy, że król coraz nań lepszém poglądał okiem. Chłopak téż umiał sobie jednać przyjaciół tym środkiem wszechmogącym, którym Krzyżacy pozyskali króla Zygmunta. Do posługi był niezmiernie ochotny, byle módz coraz bliżéj się docisnąć, wszystkiego dotknąć i ciekawość nienasyconą nakarmić. Słuchał rozmów, podkradał się pode drzwi, wypytywał.
Szczęście, które mu służyło we dworze, znać się nie rozciągało do tych, których miał przy sobie, i którzy jego koni dozorowali, bo z tych jeden znowu uszedł, i, jako stary, niewiedziéć gdzie się podziawszy, dopiéro trzeciego dnia na zmęczonym koniu powrócił, a tłómaczył się tém, że się na pastwisku zabłąkał, szukając straconego konia, którego nie rychło mógł odzyskać.
W tym zamęcie ciągłym i przy tylu sprawach ważniejszych, nikt prawie na to nie zważał.
W sam dzień Ś. Małgorzaty z rana jeszcze odprawiwszy nabożeństwo, zatrąbiono do pocho-