Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Krzyżacy 1410 tom I 215.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Dwór księżnéj Aleksandry mówił cały, że za rycerzem jakimś, dawszy się zjednać, zbiédz musiała. Ani już wśród niechętnych dłużéj tu trwać było można. Dobrotliwie pocieszała matkę księżna, przecież znać było, że sromowi jaki to i dla dworu jéj czyniło, nie była rada.
Noskowa wśród łez i rozpaczy sama nie wiedziała co poczynać daléj z sobą, gdy dojechawszy do pierwszego popasu, ksiądz Jan jéj powiedział po namyśle, że byle miał o czém i jak, do obozu polskiego nawróci i Ofki szukać będzie, choćby mu przyszło od jednego do drugiego pacholęcia cały obóz przetrząsnąć.
— Pójdę choćby do króla — rzekł — poproszę go, aby otrąbić kazał o zgubioném dziecku; przecie je tam odszukamy, jeśli jest, a gdzież indziéj być może?
— Wiem-że ja gdzie ją oczy i szaleństwo poniosło? — odezwała się łamiąc ręce matka — któż zgadnie co się dzieje w téj głowie? Wychowało się to niemal trzymając sukni zakonników, nauczywszy się Zakon szanować i wszystko dlań święcić. Nie wątpię, że poszła mu służyć? ale jak? Czy do obozu polskiego na szpiega, czy do Torunia, aby donieść co widziała? — mogęż zgadnąć?