Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Krzyżacy 1410 tom I 211.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dziłem napróżno, szukając obozu polskiego. Naostatek dostałem języka, że z pod Ludborza, nad jezioro Rupkowskie pociągnęli. Ja za nimi. Ja mogę wnijść wszędzie gdzie chcę, bo mam i w obozie wielu dobrych przyjaciół i znajomych. Aliści pod Rupkowem jak na dłoni, tylko ślady! gdzie? co? niewiadomo. Pole stratowano do szczętu, jak zajrzéć, tu i owdzie garnki pobite, słoma rozsypana. Kołek z ziemi sterczący, do którego konie wiązano; daléj koni trzy zdychających, jeden kulawy co się pasł na chudéj trawie i stos kul kamiennych porzuconych.
Co się stało? niewiadomo: poszło wojsko całe bez wieści, dokąd? nikt nie wié. Szedłem tedy tropami, aż do rozstajnych dróg; daléj, wszędy ślady i w prawo i na lewo i na prost: porozdzielali się widać, aby śpieszniéj do domu zdążyli.
Rozśmiał się Korbacz, łyskając oczyma.
— Jak Bóg miły prawda, w tył, nazad uszli.
Uderzył się w piersi złożonym kułakiem. — Niéma już ani jednego.
— Ha! — przerwał Mistrz tryumfująco — nie mogło inaczéj być. Nie ulękliśmy się my ich, musieli się oni nas zlęknąć. Jagiełło zna potęgę Zakonu, nie wymodlił pokoju i uszedł sromotnie przed zemstą potajemnie.