Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Krzyżacy 1410 tom I 113.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

szlachta, a przed chatami i dworami stały smutne z założonemi rękami niewiasty, lub tuliły dzieci, myśląc co wojna przyniesie, patrząc czy lasy, schronienie ostatnie daleko.
Gdzieniegdzie z rozpoczętemi żniwami, śpieszył lud rankami i nocami księżycowemi, aby się prędzéj ze zbożem do brogów uprzątnąć; bo gdzie żołnierz i koń głodny nadszedł, a chorągiew popasem lub noclegiem stanęła, już potém nie było czego szukać w polu. Kręcili się posłowie i kursorowie na zwiady wysyłani za językiem na rubieże, a po grodach nad granicą u Krzyżaków pilność była wielka, bo szpiegów co chwila łapano. I nie nowiną było w polu na dębie zobaczyć wiszącego człowieka, lub świeżą na rozdrożu gałęźmi nałożoną mogiłę.
Z puszcz królewskich ogromne zapasy solonego mięsa, łosiny, dziczyzny, rogaczów nabitych wcześnie puszczano z wodą, aby wojsku żywności dostarczyć; wozy téż długiemi sznury ciągnęły zapasy wojenne, wlokąc je do obozowisk królewskich.
Nad granicami zwłaszcza niepokój był najwidoczniejszy — tu się wszystko gromadziło i spływało: jedni by wtargnąć gdy godzina uderzy, drudzy by odwetu nie dopuścić, bo nieprzyjaciel ogniem za ogień, a mieczem za miecz płacił. Tu każdy za-