Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Krzyżacy 1410 tom I 107.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Noskowa wróciwszy do drzwi, padła na siedzenie i nieruchoma siedziała na niém, podparłszy głowę na ręku. Cicho było dokoła, tylko oddalony głos Ofki, która jakąś śpiewkę na górze nuciła, szturmując do kufrów i już sposobiąc się w drogę, dochodził przytłumiony uszów wdowy.
Wspomnienie tego nieznanego prawie brata, wywołało całe pasmo dawno grobową ziemią przysypanych pamiątek rodziny i domu.
Siedziała pogrążona w nich, gdy w korytarzu szelest i kroki oznajmiły czyjeś przybycie. Knecht zamkowy otworzył drzwi i wpuścił starca w wyszarzanéj sukni, idącego o kiju. Ręka jego u wnijścia zaraz szukała kropielnicy, któréj naówczas w żadnym nie brakło domu: przeżegnał się. Oczy jego zdziwione po wspaniałém toczyły się mieszkaniu, stąpał z obawą, czuł, że jego ubóstwo dziwnie na tle tych dostatków wydawać się musiało.
Noskowa zwolna wyszła ku niemu i patrzała milcząca. Twarz starca obudziła w niéj dawno zatarte wspomnienie rysów ojcowskich. Wstrzęsła się cała, jakby widmo ujrzawszy z grobu powstałe.
Ksiądz oparł się na swym kiju i zdało się, że słowa wyrzec nie śmiał.
Wpatrzył się w twarz gospodyni.