Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Krzyżacy 1410 tom I 101.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

książęcy do sławnéj księżnéj, Jagiełłowéj siostry. Za to warto W. Mistrzowi nogi całować!
Podskoczyła, w ręce białe klaskając.
— Na koń! w drogę! Konia się nie boję, żołnierstwa nie lękam, a szeroki świat zobaczyć, to rozkosz! matuniu! Książąt, królów, księżne, baronów, dwory, zamki...
Z ukosa spoglądała na podziwiającego ją Merheima, który za nią gonił oczyma.
— O listy—szepnęła—nie macie się co obawiać, założę je za sukienkę, a nożyk zawsze u pasa noszę; gdyby mnie kto śmiał tknąć: zabiję!
To mówiąc, ręką uczyniła ruch, jak gdyby istotnie w serce kogo ugodzić miała.
— Na głowę moją! to królowa ta dziewczyna! to delicye! — krzyknął wstając podskarbi — ona wszystko od pół słówka rozumié, a niczego się nie lęka. Nie ma lepszego posła nad nią.
Noskowa z pewną dumą podniosła się, zapomniawszy o niebezpieczeństwie, pochwyciła ją za głowę i pocałowała w czoło. Dziewczę całowało ją po rękach.
— Jedziemy, matusiu, jedziemy, a zobaczycie, że nas aniołowie poprowadzą bezpiecznie i koń w drodze nie utknie. Nikt nam nic uczynić nie