Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Krzyżacy 1410 tom I 086.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

bez błaznów obejść nie mogło. Błazeńskie rzemiosło tak dobre było jak drugie. Każde miasto swoich trefnisiów miało, zamawiano ich na zebrania, pojono, karmiono i bez zapłaty nie odeszli, a często i datków wyłudzili co od gości. Obiad bez trefnisia nie smakował i pełnym nie był, rychléj się bez pieczystego był obszedł.
Wprawdzie pani Barbara nie wyprawiała często takich szmausów kosztownych, ale gdy do tego przyszło, wiedzieli ludzie co to u niéj znaczyło. Występowały wówczas srebra zamiast cyny, weneckie szkła i najprzedniejsze gliniane misy — szafranu, imbieru, gwoździków, nie żałowano tak, że na ulicy je słychać było. Wino pijano grzane z cukrem i korzeniami, że się dusza radowała.
Nie dziw, że na taką wdowę, która za mąż nie idąc rady sobie dawać umiała i bez pomocy niczyjéj się obchodziła, pletli ludzie zazdrośni niestworzone baje: ona o nich albo nie wiedziała, lub nie dbała o nie. Mówiono téż o Ofce rozmaicie: ani ona, ani matka głowy tém sobie nie suszyły.
Raz tylko, gdy przyjaciel pana Szpota zbyt począł językiem szermować, niewiadomo z czyjéj naprawy czterech pachołków z kijami, nocą w uli-