Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Krzyżacy 1410 tom I 044.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Gdy z pokorą więzień szedł na spoczynek, w izbie Wielkiego Mistrza gwar jeszcze panował i powiększył się po uprowadzeniu staruszka.
Oprócz Ulryka Jungingen, znajdował się tu komtur z Tucholi przybyły, Schwelborn, W. Szpitalnik, który pielgrzyma przyjmował i Wielki komtur, Kuno von Lichtenstein. Na stole widać było kubki srebrne i szklanne ponalewane winem i misę pełną migdałów, rodzenków i fig. Wielki Mistrz siedział zamyślony, inni się przechadzali, a rozmowa była żywą.
— Zaraz z oczów tego chytrego węża wyczytałem—mówił W. Szpitalnik—że nie pobożność go tu przyprowadziła.
— Aleć to jawna, że darmo się nie wlókł—gwałtownie dodał Schwelborn;—koń mój téż czuł w nim wroga, gdy mu nogę zdusił w bramie.
— Jagiełłę trzeba znać—rzekł Ulryk—i cały ten ród litewskich Kunigasów... którym nigdy wierzyć nie można. Dawnoż to Witold, gdyśmy gródek nad Dubissą wznosili, drzewo nam ze swych puszcz wozić kazał i własnych cieślów przysyłał w pomoc?
— Może dlatego, aby mu oni donieśli, kędy do gródka wnijście będzie łatwiejsze—szydersko dorzucił Schwelborn.—Jadowite żmije.