Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Krzyżacy 1410 tom I 034.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

świętéj, a czasem dwóch i trzech nie słuchał, na łowy nawet z sobą duchownych wozi, piątki suszy i modli się na kolanach.
Niektórzy się śmiać poczęli, inni wybuchli gniewem.
— Cóż to za jeden? Polak?—poczęli pytać.
— Szlązak jestem...
— E! pół-Polaka!—mruknął któryś ze wzgardą.
— Po cóż Jagiełły bronicie?
— Nie Jagiełły, ale prawdy bronię.
— Jako żywo, ńie jest to prawda—wyrwał się któryś z za stoła.—Z nieboszczykiem Konradem W. Mistrzem kilka razy jeździliśmy na granicę z królem na rozmowę. Widziałem go z blizka. Obyczaje ma pogańskie, a wiecie dlaczego w lesie nadewszystko siedziéć lubi? aby się wężom modlił i pod staremi dębami zabobony swoje odprawiał. Samem widział, jak wychodząc z rana z namiotu słomki łamał, rzucał i wkoło się okręcał, czyniąc gusła jakieś.
— A no tak! takci jest!—potwierdzali drudzy, patrząc w księdza, który milczał.
— Cóż wy na to?—podchwycił sąsiad.
— Przy swojém stoję—rzekł stary—chrześcianinem jest.