Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Krzyżacy 1410 tom I 017.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

sukni trudno poznać było co za jeden miał być: pątnik, ksiądz, żebrak czy sługa pański. A że wchodząc stary nie ustąpił Komturowi, bo go nie widział, pchnięto go tak i przyparto do muru, że koń Komtura nogą mu przygniótł stopę, aż krzyknął, za co płazem miecza po karku od samego Schwelborna dostał.
I podniósł nań oczy stary, aż się źrenice ich spotkały z sobą, a było wejrzenie starca, mimo boleści tak promieniste i potężne, że się Komtur żachnął i namarszczył, zdziwiony, by ubogi człek śmiał tak patrzéć na niego. Starzec się przecie i marsa tego nie uląkł, oko w oko mierzył Henryka, który go zwolna mijał, a ręką jedną jakby z szyderstwa raczéj niż z pokory, czarną czapeczkę przystającą mu do głowy podniósł i ukazał wśród siwych włosów okrągłe znamię tonsury, dając znać, iż kapłanem był.
Przez ramię nań patrząc Komtur, dojrzał tego znaku i butno się rozśmiał, jakby rzec chciał: — Cóż mi to, żeś ty kapłanem, jam rycerzem zakonnikiem najmożniejszego w świecie bractwa i szydzę sobie z twéj tonsury i kapłaństwa!
Starzec zwolna czapeczkę nałożył, a ręką chudą za stopę zranioną się uchwycił i postawszy chwilę, kulejąc, zwolna pociągnął w głąb zamku