Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Krzyżacy 1410 tom II 296.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

być może. Jednego tylko po was żądam, abyście kamieniem nie ciskali na tych, co radzi chlebem rzucają, i żebyście przeciw nam nie podnosili zwróconego oręża.
Zrazu Kuno nie dobrze to zrozumiał, potém się zarumienił z radości, i poszedł nie wstydząc się, za kolana ścisnąć pana Starostę, jak ojca. Trochę mu się w oczach jaśniéj zrobiło.
— Nie mogę inaczéj rzec, po ojcowsku postąpiliście ze mną — odezwał się rozczulony — radźcież mi teraz gdzie mam iść i co z sobą poczynać? Nad Ren do Dienheimu nie mam po co, do Krzyżaków mi nie wolno: gdzież służby szukać?
— Dopóki król Zygmunt nie walczy z nami, u niego wam najłacniéj znaleźć służbę — rzekł pan Andrzéj. Mielibyście ją i u nas, ale my nie dziś to jutro naprzeciw tych łotrów Krzyżaków pójść znowu będziemy musieli, a to wam nie przystało, tak samo, jak się z nami bić. Pierwsza rzecz, spocznijcie u mnie teraz jak gość, gdyście jeńcem być przestali. Herbownym mi WMość jesteś, więc w domu jak u powinowatego, wywczasuj się swobodnie. Z wyprawy, dziękować Bogu, nie wróciliśmy z gołemi rękami: jest ci co dać na drogę; daléj już sami sobie radźcie, bo najlepszy człowieka przyjaciel, to on sam.