Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Krzyżacy 1410 tom II 283.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Powróciwszy z wyprawy, w któréj pod koniec wiele doznał przykrości, bo mu ludzie zazdrośni w poprzek drogi stawali, Brochocki szukał oczyma dzieci w progu i musiał się temi cieszyć, które zastał.
Serdeczne to było powitanie, choć nie bez łez na oczach jéjmości, a córki ojcu do kolan przypadły. Brał je w silne ręce wojak, podnosił do góry i w białe czoła całował.
Dziwił się i cieszył, bo mu przez tych kilka miesięcy dziewczęta porosły.
Wnet, choć je konno wyprzedził niespokojny, zaczęły nadciągać w dziedzińce: dwór, wozy, konie i ludzie. A było tego daleko więcéj niż z domu wyszło. Koni pędzono niemal całe stado, a były między niemi i godne siodła i woźniki doskonałe.
Wozy pookrywane skórami mieściły w sobie wojenne łupy z wyprawy, wcale nie małe: gotowy grosz znaleziony na zamkach krzyżackich, naczynia srebrne, klejnoty i przepyszne zbroje, a co najwyżéj ceniono, relikwiarze z kośćmi świętych, krzyże i sprzęty kościelne. Tych Krzyżacy mieli po zamkach podostatkiem; niepotrzebowano z nich kaplic odzierać, bo wszędzie jak w Morągu tak i w Sztumie, dostarczyły skarbce i zakrystye.