Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Krzyżacy 1410 tom II 272.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— A cóż on począć może? — rozśmiał się Paweł, sącząc wino. Ma ona tam opiekę lepszą niż w domu, i krzywdy jéj uczynić nie dadzą. Niéma się czego lękać. Na zakonnicę się nie porwie, boby szyją to, albo więzieniem wiekuistém opłacił.
Jéjmość patrzała, słuchała i uspokoiła się nieco, w końcu jednak zaczęła męża prosić, po twarzy go głaszcząc, ażeby starał się wywiedziéć, a choćby za Dienheimem posłać.
Urodziwy młody mąż nie bardzo rad był ruszać z domu i wygodny odpoczynek mieniać na podróż bez celu. Opiérał się długo, lecz zobaczywszy łzy, poszedł.
Dienheima już w mieście nie było. Musiał więc konia siodłać i na zwiady wyruszyć. Dopiéro drugiego dnia od ludzi się dowiadując i przepytując, doszedł Hentsch, iż ścigany do Elbląga pojechał. Trzeba więc się było za nim wybiérać, za co przynajmniéj nie żałując go, wyklinał Paweł. W Elblągu okazało się, iż ani Ofki, ani jego nie było.
Nowo obleczona Siostra wybrała się z rozkazu komtura dla pilnowania rannych w odzyskanym Morągu. Jechać za nią i za Dienheimem nie miał ochoty wysłany.