Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Krzyżacy 1410 tom II 261.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

kraju zewsząd przez nich zajętego, w którym krzyżowały się niewidoczne sieci, a tych uniknąć było niepodobna. Dobrowolne więc załogi co słabsze grody opuszczały, pobrawszy z nich co się tylko zabrać dało. W Morągu, z pomocą tego Abla co w popiele legał, a niby z psami kości ogryzał, tak Krzyżacy podkradali się i naciskali, że w końcu go musiał Brochocki porzucić, tém więcéj Sztum, który żywności nie miał, a narażonym był więcéj jeszcze.
Z dozwolenia téż królewskiego, do domu, dzieci i żony chciał dojechać, aby spocząć, bo przez cały ten czas nikogo nadeń czynniejszego nie było i szablą i głową, a gdzie najciężéj, tam albo się on sam prosił, albo go pewno posłano. Wprawdzie się to wynagrodziło sowitym łupem, lecz zapłaciło zdrowiem.
Znalazłszy Dienheima w Koronowie, już go p. Andrzéj puścić nie chciał, a Kuno téż choć pierścień miał na palcu, jakoś do Torunia nie śpieszył. Dopiéro gdy wieść gruchnęła, że w Toruniu znowu panowanie krzyżackie wróciło, jął się niepokoić Kuno i jednego rana poszedł do pana Andrzeja sam. Było to już na drodze, właśnie w czasie pochodu do Inowrocławia, w Bydgoszczy. Wybrał sobie taką chwilę, gdy p. Andrzéj dobrego