Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Krzyżacy 1410 tom II 236.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

rzucił po okolicy, i gościniec wymijając, przez pola i zarośla, puścił się małemi ścieżynami.
Po wyjściu Dienheima, Ofka przypadła do nóg matce, kryjąc głowę na jéj kolanach: nie mówiły do siebie słowa. Obie nadto, choć różnie, były wzruszone. Wśród tego milczenia, które każdy szelest co je przerywał, czynił straszném dla Ofki, zwolna otworzyły się drzwi. W progu ukazał się ks. Jan, nie jak zwykle odziany, ale w staréj sukni swéj podróżnéj, z sakwą przewieszoną przez plecy i kijem w ręku. Powstająca na widok jego Noskowa, zdziwiła się pełnemu znaczenia ubiorowi brata, więcéj jeszcze twarzy, wyrażającéj wzruszenie i kapłańską powagę.
W zwykłych dniach był on w jéj domu jakby pokornym sługą i bogomodlcą nadwornym, stawał na boku, odmawiał modlitwy przed jedzeniem, mało się mieszał do rozmów, a część dnia znaczniejszą spędzał w kościele Św. Jana.
On i siostra, która mu należny dla duchownego okazywała szacunek, nigdy się dobrze zrozumiéć nie mogli. Ks. Jan był dawnym sługą Jagiełły, kobiety gorliwemi siostrami Zakonu. Cichy kapłan nie mogąc ich nawrócić, milczéć wolał, niż rozdraźniać.
Nie było długo mowy o odejściu i opuszczeniu