Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Krzyżacy 1410 tom II 233.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Spojrzała na niego wyzywająco, wlepiła oczy śmiało, patrzała nań; choć zmieszany odwrócił wzrok, i gdy znowu spojrzał, znalazł oczy jéj w siebie utkwione. Potęga tych oczów i uśmiechu zwyciężyła go: zawahał się. Była tak dziwnie piękną, tak strasznie silną i pewną siebie, iż on uczuł się złamanym.
Ofka zdjęła z palca pierścionek i trzymając go w ręku, bawiła się nim, spoglądając na hrabiego.
— Nie chcecie więc pierścienia? odpychacie rękę? — zapytała. Rzucę go w ulicę: niech go kruk sobie na gniazdo poniesie.
Łzy zakręciły się jéj w oczach.
Nie wiedział, jak pogodzić tę czułość z okrucieństwem, w głowie mu się pomieszało, powiedział sobie:
— Zginę, ale będzie moją.
I wyciągnął rękę milcząc po pierścień: Ofka go z lekka cofnęła.
— Dam go — rzekła — ale służyć mi musisz... jeszcze raz. Zaniesiesz poselstwo do Michała Kochmeistra, wójta Nowéj Marchii, ażeby śpieszył pod Koronowo; dasz znać, że Osterod, Niedborg i Działdów odebrane, Morąg się nie utrzyma, Sztum musi się poddać; Koronowo niech idą i odbiorą: siła jest mała.