Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Krzyżacy 1410 tom II 227.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Wtém na rynku trąbić zaczęto. — „Król! król!” — wołano.
W istocie Jagiełło tegoż wieczora odpływał do Nieszawy; prowadzili go duchowieństwo i mieszczanie, i panowie rady i rycerstwo.
W pośrodku Rynku, na królewskiéj drodze, stała wielka kobiet gromada; postrojone, pobielone, a ciekawe i cisnące się by Jagiełłę zobaczyć mogły.
Król był dobréj myśli dnia tego.
Ubrał się nawet lepiéj niż zwykle i włożył płaszcz swój aksamitny na kożuszek i żupanik, a na głowę kołpak soboli. Zobaczywszy to niewiast kółko, przystanął i uśmiechać się począł do nich. Śmielsze z pokłonami przybliżyły się ku niemu.
— Cóż tu was tak wiele? — spytał Jagiełło — a bodaj i od mężczyzn więcéj.
— Wyście to temu winni — podchwyciła śmielsza jedna — wszystkich nam mężów wybiliście i braci. Sameśmy sieroty zostały i kłaniamy ci się, Miłościwy Panie, abyś nam dał mężów i opiekunów.
— O toć dla takich jasnych twarzy nie będzie trudno — rzekł król śmiejąc się, któremu całe rycerstwo wtórowało.