Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Krzyżacy 1410 tom II 223.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

i którą po żołniersku ukochać na dwie godziny, póki na koń nie zatrąbią.
Znać się Noskowa na przyjęcie gości gotowała, gdyż stół spory był w jadalnéj izbie nakryty. Prosto tam szli, bo godzina późną była. Ofka skinęła na Kuna, który był jéj służką posłusznym.
— Któż to jest ten stary gach, co tak do młodych oczyma strzela, myśląc, że już i kobiety zawojowane muszą przed ich siwemi padać wąsami.
— To Czech, Jaśko Sokoł, starosta z ramienia króla na zdobytym Radzyniu.
— Wiem, tam gdzie stary Stein poległ mężnie na murach. To on pewnie zabił Steina?
— Nie wiem, ale człek dobry.
— Wszyscy oni dobrzy — rozśmiała się Ofka — oni! ależ my! my! jakie my jesteśmy dobre. Wczoraj byłyśmy siostrami Zakonu, jutro gotoweśmy być dyabła siostrami, gdyby do Torunia zajechał.
Spojrzała z rodzajem pogardy na Kuna: ten stał pomieszany. W drugiéj izbie Jaśko dworował Noskowéj i śmiał się. Usłyszawszy śmiech, Ofka drgnęła i po ustach jéj przeleciało cóś jak wyraz zajadłego gniewu. W téjże chwili wbiegła