Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Krzyżacy 1410 tom II 073a.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Cicho, najłaskawsza pani Schützowa, a jeśli pozwolicie, pod opiekę się waszą oddaję.
— A matka wasza? o dziecko moje!
— Matka daleko, daleko... Pozwólcie mi iść z sobą? Spocząć u was chwilę?
— Gdzież kto dziś potrafi spoczywać — przerwała burmistrzowa — chodź z nami, chodź. Wprawdzie, gdyby mnie mój Schütz, choć w tak niespokojny czas, pod wieczór spotkał z takim młokosem, mógłby się pogniewać. Na jakiego ty ślicznego wyglądasz chłopca!
— A! czemuż choć brzydkim nie jestem! — zawołała Ofka — tak mi cięży ta płeć moja!
Krzyknęła słysząc to bluźnierstwo pani burmistrzowa i pociągnęła z sobą Ofkę. W ulicy nikt na nie przechodzące nie zważał. Niewypowiedziane panowało zamieszanie. Stary Schütz, małżonek jejmości, znajdował się na zamku przy Plauenie; ludność jak zburzone morze falami płynęła i odpływała ku murom. Wozy ciężkie wlokły się ku miastu i z miasta, konni przebiegali co chwilę, maleńkie kupki knechtów pospiesznie zewsząd już gromadziły się ciągnąc do twierdzy. Ubogi lud cały niemal wyległ na rynki i na gościńce, czując, że ciężar tych klęsk nań całym, jak zwykle spadnie ciężarem. Wszystko to two-