Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Krzyżacy 1410 tom II 061.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Za tymi dwoma szło wszystko co żyło, rozciekawione i przelękłe.
Stary komtur dał znak, aby rozeszli się ciekawi i zatrzymali się pośród dziedzińca, gdy on sam wieśniaka i chłopię do refektarza wielkiego wiódł z sobą.
Lecz nie doszli do drzwi, gdy znowu zatętniało w bramie i krzyk się dał słyszéć: starzec głowę podniósł i o kiju zawrócił nazad do bramy.
Tu widok był nowy.
Leżący, zwieszony, przypięty do konia, znać bezsilny jechał rycerz zakonnik; płaszcz miał we krwi cały pobroczony i podarty, krew ciekła mu po zbroi, krew uchodziła z obuwia: biały koń zbluzgany nią, niósł go, dobywając sił ostatka. U bramy stanął, zachwiał się i padłby, gdyby go strażnik za cugle nie chwycił.
Rycerz się nie ruszył. Żebrak do niego przypadł: podniesiono mu przyłbicę, twarz była blada i martwa, krew się jeszcze sączyła z ran, poza zbroją zadanych, ale człowiek już nie żył. Żołnierz dojrzał dopiéro, iż trup był do konia przywiązany.
Słowa już nikt rzec nie mógł, bo wszystko zwiastowało klęskę.