Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Krzyżacy 1410 tom II 045.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

zameczku w skale jako drapieżny sokół się gnieździł. Wziął go więc z sobą, a miał tego przyczynę, bo mu owe Dienheimy obce nie były, choć więźniowi się z tego spowiadać nie chciał. Uratował mu tém życie, bo innych wielu Niemców, z którymi ani się rozgadać, ani do ładu przyjść nie było można, wojsko pobiło na placu, ani ich puścić mogąc wolno, ani się nimi chcąc obarczać.
Ks. Jan przez cały czas owéj utarczki, modląc się z podniesionemi rękami, jako arcykapłan, ze łzami do Boga wołał, aby zwycięztwo dał dobréj sprawie; wreszcie znużony samym widokiem tym, padł jako stał na ziemię bezsilny i niemal bezprzytomny.
Ani mógł na powierzoną mu Ofkę zważać, ni téż by ją powstrzymał, gdy po odejściu Czechów, do jeńców krzyżackich z pod Dąbrowna pobiegła.
Stary żołniérz co nad nią miał dozór, wpatrzywszy się w pobojowisko, tak się walką tą, którą przed oczyma miał, przejął i rozgorączkował, że choć ranny, do najbliższéj uszedł chorągwi, w miejscu nie mogąc ustać. Pod koniec zwłaszcza tych zapasów śmiertelnych, wszystkich opanowała owa wściekłość bojowa, dla któréj człek w końcu o sobie, o życiu i o wszystkiém zapomina.