Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Krzyżacy 1410 tom II 044.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Kazimierza Szczecińskiego. Co chwila ciągniono kogoś, a tłum wielki w obozie i wozach pruskich plondrował, zabierając łup niezmierny.
Panu Andrzejowi Brochockiemu, który w pierwszym szeregu walczył, przyszło pod koniec do potykania się z rycerzem, co go tarczą swą znęcił. Miał bowiem na niéj niemal to samo znamię, którego używali Prawdzice Brochoccy. Puścił się więc nań i dwa razy kopiami się na siebie zmierzyli, nie mogąc ani ich strzaskać, ni z siodeł się wysadzić.
Za trzeciém spotkaniem, Brochocki, który siłę miał olbrzyma, rzuciwszy kopię, uchwycił za ramię przeciwnika i ściągnął go z konia.
Tu dobywszy miecza, bronić się jeszcze chciał obalony, gdy na piersi mu siadłszy, p. Andrzéj go do poddania się zmusił. Gdy słowo od niego wziąwszy, z ziemi go już podnosił, opadła przyłbica rycerzowi i twarz się odkryła młodzieńcza, jak na Niemca nie brzydka, z oczyma bystremi i wyrazem nie wstrętliwym.
Razem z jeńcem podniósł téż Brochocki i tarczę jego, pilno się jéj przypatrując, co zacz była, że godła jego przypominała. Spytał go kto był, ale zrazu z pobitego słowa dobyć nie mógł. Dopiéro do obozu go prowadząc, dowiedział się, że to był hrabia Dienheim, kędyś z nad Renu, gdzie na