Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Kraków za Łoktka tom I 214.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

żone otwarły się wreście, a Łoktek żegnając się krzyżem świętym, wszedł na ten gród praojców — choć mu lice się rozjaśniło na pierwszym kroku, wprędce posmutniał.
Oczom jego przedstawiał się widok boleśny, przerażający. Wrześniowe słońce poranne z za mgły się wybijając, oblewało go światłem jaskrawem. Gród stał pusty, milczący. Jeden chory łazarz, leżący u wrót, bezsilny, ledwie żyw witał go osłupiałemi oczyma. Ślady niedawnej pogorzeli wszędzie były widoczne. Kościół stał ruiną ledwie polepioną; — dwa inne poczęte ledwie się cokolwiek nad ziemię podnosiły. Dworców pańskich jedynym szczątkiem były ogorzałe słupy, kupy rumowisk i popiołów. Opuszczając budy, które sobie na zamku wystawili, Czesi gniewni poniszczyli je i zburzyli.
Stały na nich podarte i pokruszone dachy, powyłamywane wrota, porąbane uszaki i ściany.
Śmieciska tylko i gnoje zalegały podwórca na pół kamieniami i belkami.
Na tem dziedzictwie swem nowy pan — nie brał nic oprócz zwalisk i pamięci lepszych starych czasów, gdy wesele i dostatki złociły to zamczysko.
Stanąwszy u drzwi kościelnych, lada jako z tarcic zbitych, kazał je otworzyć książe i wszedł do katedry, po ostatnim pożarze cokolwiek już