Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Kraków za Łoktka tom I 173.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Paweł sposępniał.
— Łoktek rad będzie temu.. — dodał Suła. — Zresztą spalone zamczysko nie wiele znaczy dziś, a miasto gdy się nie podda wczas, samo — tem lepiej...
— Jakto? — spytał mieszczanin.
— Prosta rzecz — kończył śmiejąc się Marcik. Z miasta upartego będzie się czem pożywić. Z Czechów dziesięciu kop nie namłóci tyle, co z waszego półkopka.
Gdy żołnierze wrota złamią — nie będzie siły coby ich strzymałą.. Pójdą szaleć i obłowią się.
Paweł z Brzega zafrasował się bardzo.
— Teraz już tak nam prawicie! — zawołał.
— Zawszem wam mówił prawdę — odrzekł Marcik — i teraz jej nie taję. Wy niechcecie być pierwsi z miastem — zgoda — zamek się podda pierwszy, ale z wami mówić nie będzie czasu, ani ochoty...
Szli dalej razem; Rzeźnik dumał i sapał. Patrzał dokąd towarzysz jego zdąża, co Marcik porozumiawszy, choć mu się do Grety chciało, zmienił postanowienie i rzekł.
Pójdę po konia, któregom w szopie u Szeluty zostawił, bo mi do domu pilno.
— Do Grety dziś nie przyjdziecie? — spytał Paweł.
— A po co? — rozśmiał się niby dobrodusznie Suła — nie wskóram tam już nic. Greta