Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Kraków za Łoktka tom I 168.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Mikosz westchnął tylko dając do zrozumienia, że toż samo myślał — kiwnęli zgodnie głowami.
— I ja tym mieszczanom nie bardzo wierzę — zamruczał. — To ludzie, którym ich kaleta milsza, niż pan, choćby najlepszy był. Im każdy równy, byle go tanio kupili a sprzedali drogo.
— No.. tak — dodał Marcik — a właśnie Łoktka, który, jak wiadomo grosza niema, dostaną łatwo...
Suła stawał się coraz serdeczniejszym dla Czecha, którego już miał tak jak za swego.
— Od czasu jak się o śmierci młodego króla dowiedzieli — szepnął — nosami bardzo kręcą.
Mikosz zapił tę smutną uwagę.
— Nie wierzę ja im — rzekł — choć nasz nowy W. Rządca inaczej trzyma. Wójt Albert go uspokoił.
— Wójt Albert — zawołał Suła — a to najchytrzejszy lis między niemi.
— Znacie go? — spytał Mikosz.
— Jam tu prawie z dziecka w Krakowie — mówił Marcik — Albert na mieście jakby książe udzielny siedzi. Co on chce to zrobi. Wiedzą o tem wszyscy, że i on i brat jego co w Miechowie opactwo trzyma, do Ślązaków ciągną. Ślązaków między mieszczanami moc wielka. Rozpatrzcie się ilu tu ich jest z Brzega, z Lignicy, z Opola, z Wrocławia, ze Świdnicy — Wrocław